wtorek, 10 grudnia 2013

Trudne początki...

Będąc w drugiej ciąży powiedziałam sobie, że będę chciała karmić piersią do 6 miesiąca życia, że nie poddam się tak łatwo jak przy pierworodnym, gdzie po 2 tyg podałam za namową mojej mamy butelkę z mlekiem modyfikowanym, karmiłam mieszanie do 3 miesiąca życia, po czym mój pokarm zanikł. Przeżyłam to strasznie... wmawiałam sobie, że co ze mnie za matka, że nie dałam rady wykarmić, jeszcze 3 miesiące po zakończeniu karmienia potrafiłam sobie o tym przypominać i uronić łzę z tego powodu... 

Nadszedł sądny dzień, dnia 25 lutego 2013 roku przyszła na świat ma córeczka Pola, urodzona przez cesarskie cięcie, piękna, cudowna, idealna ! Od razu miałyśmy kontakt, nie zostawili mnie bez niej ani na chwilę, po zszyciu pojechałyśmy na salę pooperacyjną, tam trzymałam ją na rękach i zdziwiona, mówiłam do męża, że dziwne iż nie proponują mi przystawienia jej do piersi, że z synkiem od razy zaproponowali ( wtedy też byłam po cc) , więc sama się odezwałam, położna od razu stanęła na nogi mówiąc “ No pewnie, całkowicie zapomniałam”  pomogła mi przystawić małą, nie było najmniejszego problemu, Pola pięknie ssała, ja byłam zadowolona, będąc dwie doby w szpitalu nie było żadnego problemu z laktacją, było cudownie. 

Na następny dzień po wyjściu ze szpitala był czas na pierwszą wizytę położnej, okazało się, że malutka spadła z wagi, no ale to było normalne i nie kazała się tym przejmować, z kilka dni przyszła drugi raz i córeczka ładnie przybrała, w międzyczasie miałam problem z poranionymi brodawkami, mała za łapczywie łapała, nie umiałam w odpowiednim czasie dobrze ją dostawić, na ratunek przyszły mi muszle laktacyjne, o jaką ulgę miałam gdy bielizna mnie nie obcierała, brodawki smarowałam swoim mlekiem i  bardzo szybko się wyleczyły. Polinka ładnie spała po moim mleczku, była radosna, spokojna, wydawało się , że wszystko jest idealnie, właśnie wydawało się... 

Nadszedł czas kolejnej wizyty położnej, mała spadała z wagi, położne przychodziły co 2-3 dni ją ważyć, gdy Pola miała miesiąc ważyła o 200g mniej niż w po porodzie, decyzja położnej “Proszę wstawić się z dzieckiem na oddział do szpitala w dniu dzisiejszym 25.03.13”. Przyjęłam tą wiadomość dość dobrze, bo ona mówiła, że raczej nie zostaniemy w szpitalu... lecz było inaczej. Pojechaliśmy z mężem, czekaliśmy tam 3 godziny, w końcu nas ktoś przyjął i poinformował , że zostajemy na oddziale, nerwy mi puściły,bo nie wiedziałam co jej jest, co ja zrobię ze starszym synkiem, z kim on zostanie... ale opieka dla niego szybko się znalazła, tak więc zostałyśmy w szpitalu, Pola jadła co 1,5-2 godziny po 20-30minut, wg lekarzy bardzo dobrze, wszystko musiałam zapisywać, pytałam czy może lepiej podać mleko modyfikowane, wszyscy w koło, rodzina, znajomi mówili, daj mm, nie męcz się, nie męcz dziecka, myśl o nim, a nie o swoim widzi mi się , że jesteś Matka Polka i będziesz karmić piersią, lecz lekarze odradzali, byłyśmy w szpitalu 3 dni, nie znaleźli przyczyny, wg nich córeczka to okaz zdrowia, mego mleka nie zbadali, ale umówili mnie na spotkanie w poradni laktacyjnej. Za dwa dni wstawiłam się na ważenie córeczki w przychodni... spadła 20g, rozryczałam się, no bo jak to, czemu... zapytałam o mleko modyfikowane, położne powiedziały “podaj” i podałam, podawałam 1-2 butelki dziennie po 150 ml,byłam w poradni laktacyjnej, nauczyłam się lepiej przystawiać małą,  Pola zaczęła przybierać , w końcu! Nareszcie !

 Byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu, lecz nie poddałam się, dalej karmiłam piersią, w maju była to juz tylko jedna butelka dziennie, aż w końcu przez 2 tyg nie podawałam jej mm, nadszedł dzień ważenia , i co? Pola spadła z centyla, także jedna butelka dziennie wróciła do jej memu.

 Minął trzeci miesiąc życia córeczki, czwarty, piąty i gdy miała 5,5 miesiąca zaczęłam rozszerzać dietę, zamiast mleka modyfikowanego pojawił się kleik ryżowy, z butelki, potem marcheweczka, jabłuszka itd. butelka zniknęła z menu, pierś pozostała, no i nadszedł magiczny 6 miesiąc, gdzie będąc w ciąży mówiłam, że tylko do 6 miesiąca będę karmić, ale ja nie miałam zamiaru tego zakańczać, tym bardziej, że butelka stała się bee, Pola pluła kaszką z butelki, chciała jeść łyżeczką.

 Dziś ma 9,5 miesiąca, dalej jest na piersi, z butelki i  niekapków nie pije, jedynie doidy cup się u nas sprawdził i po 8 miesiącu zaczęła z niego pić herbatkę oraz wodę. Przetrwałyśmy ząbkowanie, pierwsze podgryzienia, wszystko zniosłam, teraz już bardzo rzadko zdarza się aby Pola mnie ugryzła, uwielbiamy czas przytulania podczas karmienia, uwielbiam te spojrzenia prosto w oczy i uśmiech jakim mnie podczas karmienia obdarza, gdy skończyła 6 miesiąc powiedziałam, że będę karmić do roczku, lecz roczek za pasem, ale czy ja skończę wtedy karmić piersią? Chyba nie, raczej nie... już teraz słyszę w otoczeniu słowa “Długo jeszcze będziesz ją karmić? Mogłabyś już zakończyć to karmienie. Przez karmienie jesteś bardzo uwiązana. Nie możesz się nawet napić. Zobaczysz ciężko będzie Ci ją odstawić. Zrobiła sobie z cycka smoczek itp. itd.” Ale czy mnie to rusza? Nie! Moje piersi, moje dziecko, moja sprawa ;) Może i będzie ciężko mi ją odstawić, może i nie mogę się napić %, ale odstawie ją kiedy obie będziemy na to gotowe, póki co cycusia Polcia uwielbia, mąż mnie wspiera w mej decyzji i to się liczy.  

Początki nie zawsze są łatwe, ale warto powalczyć :)


4 komentarze:

  1. Przyznałam Ci Liebster Blog Award ;)

    Po szczegóły zapraszam tu: http://aakip.blogspot.co.uk/2013/12/liebster-blog-award.html :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tak karmienie to wcale nie taka łatwa sprawa. ja żałuję właśnie, że nie poszłam do doradcy laktacyjnego. myślę, że to by mi dużo dało, a tak karmiłam córkę, tak jak Ty synka...

    OdpowiedzUsuń
  3. tak, początki nie są łatwe... najważniejsze to uwierzyć w siebie i wierzyć w to, że się uda i nie poddawać się, nawet jeśli jest ciężko! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację Emilka, karm ile potrzebujesz, nie sluchaj innnych . Masz zrezygnowac z czegos takiego zeby sie napic ?? bez sensu , karmienie piersia to cos pieknego. Tez mialam teraz przygody z Tymkiem mimo że z Michalinka bylo idealnie, zero bolu zero problemow.
    Z Tymkiem zaczelo sie zaraz po porodzie. Poranione sutki az do strupków, byłam zdziwiona bo tak jak mowilam z Michalinka od razu cudownie. Juz w szpitalu Michal mowil " Oo on nie umie, dobra trudno, daj mu butle " Chyba zwariowales? przemeczyłam sie ze 3 dni, smarowałam piersi swoim mlekiem wietrzyłam i w koncu było super. Butelki nie dałam w ogole a mały pieknie przybierał na wadze .
    Po szpitalu czyli jak mial ponad miesiac , po antybiotykach, zaczeły znow mnie bolec brodawki. Zrobiły sie suche i strasznie popekane az do krwi. Tymek dostał plesniawek. Meczyłam sie miesiac , karmiłam i plakałam z bolu. Wszyscy mi mowili "ale glupia " , czasem jak juz na prawde nie mogłam nawet dotknac piersi a co juz mowic pozwolic na ssanie jej , odciagałam mleko (reką, laktatorem bolało ) i dawlam z butelki ale mm wcale. Jednak po 3 miesiacu mały nie chciał przybierac na wadze i z bolem serca dałam mu mm, ale tylko raz dziennie.
    Okazalo sie jednak ze moje piersi nie sa pogryzione , tylko ... grzybica. Prawdopodobnie od antybiotykoterapii , maly mial plesniawki i to zarazilo piersi. Plesniawki wyleczylismy , piersi zarazily buzie znowu . i takie kolo.
    W koncu smarowalam piersi odpowiednia mascia, malego coraz czesciej przystawiałam do piersi, teraz juz nic nie boli, cycuszki zagojone, maly sie pieknie najada, przebiera na wadze. Uwielbiam te chwile karmienia, jestem dumna ze dałam rade, ze wywalczyłam laktacje, nie poddałam sie i chce karmic go jak najdłuzej :)

    OdpowiedzUsuń